poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Porażki, upadki, zraniona duma

Ile razy poniosłeś w życiu porażkę?
Poddałeś się wtedy? A może podniosłeś się, otrzepałeś z kurzu i z podniesionym czołem próbowałeś raz jeszcze, dopóki nie osiągnąłeś zamierzonego celu?
Wielu ludzi w chwilach porażki odwraca się plecami i ucieka, bojąc się poddać wyzwaniu raz jeszcze. Bo co, jeśli znowu się nie uda? Urażona duma boli bardziej. Przegrana jest dotkliwsza, zwłaszcza jeśli jej świadkami są inni ludzie - często bliżsi, rodzina, przyjaciele. Mimo, że w ich oczach twoja przegrana nie ma większego znaczenia, to i tak zdarza się o tym myśleć, rozpamiętując upadek.
Człowiek się wtedy cofa w tym, co dokonał.
Moim hobby jest jazda konna. Jeżdżę nie dla laurów, nagród czy pucharów lecz dla własnej przyjemności. Po prostu, jeżdżę, bo to kocham. I również przy takim osobistym podejściu wszelkie porażki bolą bardziej niż plecy, kiedy spadnie się na twardą ziemię. Każdy upadek odbija się nie tylko na ciele, ale również na umyśle - spadnę znowu, koń się zbuntuje, przewróci mnie, nie uda mi się, nie przeskoczę tego.
Do pewnego czasu moją zmorą była ta piękność.:


Arabeska, nasza stajenna Pocahontas. Naprawdę piękna, delikatna, nieco płochliwa klacz, która spory czas temu zafundowała mi sporo otarć, siniaków i utratę pamięci. Arabeska jest łagodna, jednak jak każdy koń w naszej stajni posiada swój charakter i humory. Czasami trafia jej się gorszy dzień, a wtedy ze zwykłej złośliwości potrafi wysadzić kogoś z siodła.
I tego się właśnie bałam - ponownego przywalenia w ogrodzenie, startego policzka i bolącego ramienia. Bałam się porażki.
Co mnie bawiło do tej pory? Nie bałam się jej zaraz po upadku, chociaż nie pamiętam tego, jak z powrotem znalazłam się w siodle, nie miałam żadnych obaw i jeździłam tak, jak zwykle. Dopiero jak wróciłam do domu zaczęłam myśleć nad słowami "Gdyby nie toczek, wieźlibyśmy cie do szpitala" i zdałam sobie sprawę, że kurcze, naprawdę mogło mi się coś stać.
Spędziłam z dala od Arabeski praktycznie ponad rok, jeżdżąc na innych koniach. Może to się wydawać głupie, ale naprawdę aż tyle czasu zbierałam się w sobie.
Jednak jak to w happy endach bywa, ostatnio dałam mojemu urazowi do tej wspaniałej klaczy odejść. Wsiadłam na nią i bawiłam się naprawdę dobrze. Współpracowałyśmy i mimo tego małego kroku, jestem z siebie dumna. Z Arabeski też jestem dumna, można się w niej z czystym sumieniem zakochać.

Porażki bolą.
Siedzą w naszej głowie, przypominając o tych chwilach słabości. Ale to tylko nasz umysł, sami stawiamy ograniczenia, wmawiając sobie, że nie potrafimy czegoś zrobić, że się nie uda, że tylko się zawiedziemy.
Ale warto upaść trzy razy, żeby potem za czwartym przeskoczyć mur.

2 komentarze:

  1. Dobrze, że się nie poddałaś. Czasem warto zrobić ponownie jakąś rzecz i zobaczyć, że efekt będzie lepszy. Ja tak miałam z rowerem po stłuczce. Samochód we mnie lekko przywalił i potem przez kilka dobrych miesięcy bałam się iść pojeździć. Ale potem się przełamałam. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Niby takie proste, a jak co do czego, to wcale tak nie jest :c

    OdpowiedzUsuń